Podróż na Saharę od dawna była naszym marzeniem, które postanowiliśmy zrealizować przy okazji pobytu w Marrakeszu.
Ponieważ z Marrakeszu na pustynię nie można dojechać żadnym publicznym środkiem transportu, mieliśmy do wyboru wynajęcie samochodu, lub wykupienie zorganizowanej wycieczki. Ta druga opcja jest zdecydowanie tańsza, jednak zupełnie nie w naszym stylu. Postanowiliśmy więc wynająć samochód i krętymi drogami ruszyć przez góry Atlas. Jednodniowa wyprawa nie wchodziła w grę, gdyż z Marrakeszu do Merzougi jest blisko 600 km, czyli w marokańskich warunkach jakieś 10 godzin bezustannej jazdy. Już na samym początku mieliśmy dwugodzinne opóźnienie, czekając w wypożyczalni na samochód, który miał być, a jednak go nie było :-). Kolejna niespodzianka czekała na nas już po wyjeździe z miasta, okazało się, że prawie 200 km drogi jest w remoncie i trzeba było dostosować prędkość do i tak trudnych warunków jazdy. Sama jazda po Maroku to jest wyzwanie. Trzeba przygotować się na to, że każdy jeździ, jak chce, każdy chodzi, jak chce i do tego może prowadzić ze sobą osiołka lub wóz z tylko sobie znaną zawartością. Ogólnie mówiąc, panuje chaos i trzeba na chwilę zapomnieć o zasadach, które panują na drogach w Polsce czy w Hiszpanii 🙂
Opuszczając Marrakesz skierowaliśmy się w stronę gór Atlas podążając do miasta Ouarzazate (Warzazat), gdzie zaplanowaliśmy nocleg.
Trasa z Marrakeszu do Warzazat jest bardzo malownicza. Nie bez powodu nazywana „niebiańską„. Początkowo droga wiedzie po dość płaskim terenie, za miejscowością Ajt Warir zaczyna się powoli wznosić. Jadąc tą trasą pokonuje się przełęcz Tizi n – Tiszka – 2092 m n.p.m, która wiedzie przez Atlas Wysoki. Trasa nie należy do łatwych. Droga jest wąska i kręta, znajduje się tam również wiele punktów kontrolnych, a remonty ciągną się kilometrami. Przy niesprzyjających warunkach pogodowych droga jest zamykana. Bez wątpienia jednak przejazd przez przełęcz Tizi n –Tiszka jest niesamowitym przeżyciem.
Podczas gdy systematycznie zwiększaliśmy wysokość, zakręty stawały się coraz bardziej kręte i niebezpieczne. Nic w tym dziwnego – to góry Atlas (najwyższy szczyt Dżabal Tubkal – 4167 m n.p.m.)
Na tej trasie oprócz pięknych widoków mogliśmy zobaczyć wspaniałą marokańską architekturę. Było to coś niesamowitego! Pierwszy raz widziałam taki styl budowania domów i taki sposób życia ludzi. Poukrywane w górach Atlas ksary i toczące się w nich życie. Czasem trudno było uwierzyć, że takich warunkach żyją ludzie. Po drodze mijaliśmy wracające ze szkoły dzieci, które samotnie pokonywały wiele kilometrów.
Marokańska architektura w większości przypadków jest prosta, niezbyt wyrafinowana, niedoskonała, a czasem trąci od niej na kilometr bylejakością. Wiele domów jest niedokończonych i zamieszkałych tylko w połowie. Odchylające się od pionu ściany, wklęsłe stropy i krzywe okna to standard spotykany na każdym kroku. Jednak architektura ta jest tak ciekawa, że mimo wszystko zachwyca 🙂
Góry Atlas zamieszkałe są przez Berberów. Berberowie to rdzenni mieszkańcy Maroka. Często ich wioski są trudno dostępne ze względu na ich położenie na terenach górskich. Co kilka kilometrów, czasem w bardzo nieoczekiwanych miejscach, mijaliśmy lokalnych sprzedawców oferujących wyroby berberskie, kamienie górskie, minerały, skamieniałości, a nawet wodę 🙂
Droga między Marrakeszem i Saharą była kiedyś ważną drogą handlu, przez to usiana jest przez rozpadające się dziś kasbahs, domy bogatych władców. Okolica zyskała przez to przydomek „Dolina kasbahs”. Kazba – to inaczej forteca pełniąca w dawnych czasach funkcję obronną. Budowla ta góruje nad miastem i posiada obronną wieżę. W murach obronnych znajdował się kiedyś pałac, magazyny oraz koszary i dzielnica mieszkalna. Wąskie uliczki łączyły domostwa. Jest to architektura bardzo charakterystyczna dla krajów Maghrebu, w tym i dla Maroka. Kazby dawniej były budowane i zamieszkiwane przez zamożne rodziny, a swoją nazwę „kazba” zawdzięczają rodom arabskim, które w latach 661-750 przybły na tereny Afryki Północnej. Kazby były budowane głównie z cegły, gliny, słomy i kamieni. Ich konstrukcja nie jest zatem zbyt wytrzymała. Z tego powodu też wiele kazb nie przetrwało do dnia dzisiejszego, a te które istnieją są remontowane i dba się o nie ze względu na walory turystyczne i dobro narodowe.
Droga często prowadziła przez puste pola, a z dala mijaliśmy wioski z czerwonymi domami, które stoją na zboczach wielkich, skalistych gór, królujących nad sadami jabłkowymi i drzewami oliwnymi. Pomimo tego, że był to grudzień, wszystko było zielone i wydawało się, że jest wiosna. Tylko pojawiające się na horyzoncie szczyty gór zasypane śniegiem, przypominały nam, że jest zima i temperatury tutaj mogą czasami zejść grubo poniżej zera.
Na jednym z górskich zakrętów, 100 km przed Ouarzazate, spotykamy Marokańczyka, któremu popsuł się samochód. W tym miejscu nie działa żadna sieć telefoniczna. Mężczyzna prosi nas o dostarczenie wiadomości do kuzyna mieszkającego w Ouarzazate. Zgadzamy się, choć bez działającego Internetu i google maps, to prawdziwe wyzwanie 🙂
Późnym popołudniem docieramy do Ouarzazate.
Ouarzazate (Warzat)
Ouarzazate leży na styku gór i pustyni. Do XX wieku była to mała miejscowość, otoczona kazbami wznoszonymi przez plemiona berberyjskie. Kazby wznoszone z bloków z czerwonej gliny, z palmami oraz polami uprawnymi, dziś stały się częścią współczesnego miasta. Dlatego też przylgnęło do niego określenie „miasta tysiąca kazb”. Ta najbardziej popularna nosi nazwę Taourirt.
To również stolica marokańskiego filmu, pewnie to też najczęściej oglądane marokańskie miasto na świecie, chociaż może jednak nie miasto lecz jego okolice. Bo to w Warzazat kręcono niezliczoną ilość filmów z czołówki światowej kinematografii.
Pewnie mało kto zdaje sobie sprawę, że oglądając wiele filmów, także tych bardzo znanych jak „Królestwo niebieskie”, „Alexander”, „Helikopter w ogniu”, „Asterix i Kleopatra” czy chyba najsłynniejszy „Gladiator”, kręconych było właśnie w Warzazat. Można się pod nosem uśmiechnąć, ale Warzazat to takie marokańskie Hollywood, może nawet nie jest to na wyrost, bo przecież to oryginalne Hollywood tu właśnie przyjeżdża po scenerię. I nie ma w tym nic dziwnego, bo usytuowanie miasta jest niesamowite. Na środku pustyni, po środku niczego, u stóp Atlasu Wysokiego i blisko Antyatlasu ma idealną nieskażoną cywilizacją scenerię.
Właśnie w tym miejscu, znajduje się studio Atlas, w którym kręcone były najbardziej kasowe filmy. Po przyjeździe do miasta udaliśmy się na wycieczkę po studiu. Były tu ogromne gliniane mury obronne, szkielety pałaców, egipskie rzeźby i mnóstwo innych atrakcji. A wszystko to na tle odległych gór i nieskażonej ręką człowieka pustki. Z pewnością jest coś magicznego w tym miejscu.
Niestety nie mieliśmy już czasu na zwiedzanie miasta, pozostała nam do spełnienia „misja” dostarczenia wiadomości. Po kilku próbach i zalogowaniu się do Internetu, udało się znaleźć podany adres. Wdzięczny mężczyzna chciał zaprosić nas na herbatę, ale nie chcieliśmy nadwyrężać jego życzliwości.
Wynajmujemy pokój w hotelu i kończymy dzień jedząc tadżina w hotelowej restauracji.
Kolejnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca i ruszyliśmy w stronę pustyni. Poranek przypomniał nam, że w Maroku również jest zima. Na szczęście, w przeciwieństwie do Polski, dość szybko robi się tutaj z powrotem ciepło. Ta część drogi była już znacznie lepsza, bez remontów i w dobrym stanie. To trasa usiana tradycyjnymi wioskami, oazami i kasbami. Żałowaliśmy, że nie mamy tyle czasu, aby zatrzymać się w mijanych miejscowościach, przejść się po lokalnym targu i czy spędzić nocy w jednym z mijanych miasteczek. Zatrzymywaliśmy się tylko na chwilę, żeby zrobić zdjęcia i ruszaliśmy dalej w drogę.
O ile do tej pory drodze patroli policyjnych nie było zbyt wiele, im bliżej pustyni, na skrzyżowaniach zaczęły pojawiać się patrole policji i wojska. Na jednym z takich strategicznych skrzyżowań zapłaciliśmy mandat, za zbyt krótkie zatrzymanie się przed znakiem STOP 🙂 Czytałam później, że mandaty dla turystów, to bardzo częsta praktyka. Porostu musieliśmy zapłacić pewnego rodzaju haracz 🙂
Co jakiś czas mijamy gaje oliwne i pasące się samotnie kozy. Miejscami teren wydawał się zupełnie bezludny i po horyzont nie widać było żadnych zabudowań, mimo to w takich miejscach pojawiali się ludzie idący niewiadomo skąd i niewiadomo dokąd.
Im bliżej Merzougi, tym bardziej krajobraz stawał się pustynny, a na drodze pojawiły się wielbłądy.
Po południu w Wigilię Bożego Narodzenia docieramy do Merzougi, która jest bazą wyjazdową na Saharę, nie mamy jeszcze sprecyzowanego planu, ale już wiemy, że tę wyjątkową noc chcemy spędzić na pustyni.
O tym jednak opowiem w następnym wpisie 🙂
Już się nie mogę doczekać kolejnego wpisu o pustyni. Bardzo ciekawe opowiadasz, a widoki gór kradną moje serce ❤️. Zdecydowanie wolę naturę od miast.
Edytko no zazdroszczę Ci tej wyprawy w góry Atlas. My tam niestety nie dojechaliśmy z dwóch powodów 🙂 wakacje z dziećmi i wysokie temperatury.oze kiedyś uda a się wrócić do Maroka na typową objazdówkę. Ale mamy piękne kamienie wydobyte z tych właśnie gor 🙂 No i czekam na kolejną część wprawy 🙂
Piękne zdjęcia. Pustynia przyciąga. Odbyłam kilka podróży przez różne pustynie i zderzyłam się z blaskami i cieniami tych miejsc. Pustynia ma wiele twarzy.
Edytka! Niesamowita wyprawa. I to , że sami podróżowaliście po tym egzotycznym kraju – szacun👏 I nie będę oryginalna… piszesz o tym interesująco i tak przystępnie.
Dziękuję Grażynko!Znasz nasz, my najczęściej robimy wszystko sami i uwielbiamy wyzwania 🙂 Podróż przez Maroko to rzeczywiście było prawdziwe wyzwanie, ale wrażenia niesamowite.
To prawda, pustynne wyprawy mają wiele twarzy, a wspomnienia pozostają na zawsze.
Z przyjemnością czytałam o tej wycieczce i oglądałam zdjęcia. Świetne wspomnienia.
Bardzo dziękuję. Rzeczywiście, wspomnienia zostaną z nami na zawsze 🙂