Po długiej i emocjonującej podróży przez góry Atlas do Merzougi (opisywałam ją w poprzednim wpisie), naszym oczom ukazały się wrota na Saharę. Trudno opisać emocje jakie temu towarzyszą. Nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś gdzieś na końcu świata. Nie mieliśmy jeszcze pomysłu jak zorganizować wyprawę w głąb pustyni, ale na parkingu podszedł do nas sympatyczny Berber Mustafa, który zaoferował nam nocleg w swoim obozowisku. Swoją nienachalnością od razu wzbudził w nas zaufanie i po chwili samochodem terenowym wybraliśmy się z Mustafą na podbój Sahary.
Zanim dotarliśmy do obozowiska mogliśmy się przekonać, że pustynia żyje. Nasz sympatyczny przewodnik pokazał nam kopalnię kwarcu, zawiózł nas do wioski, gdzie grupa chłopców rozgrywała mecz i do miejsca, które zrobiło na mnie największe wrażenie – małego obozowiska Nomadów zamieszkałego przez jedną rodzinę.
Nomadowie są ludem koczowniczym, nie posiadają stałego miejsca zamieszkania i przemieszczają się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu żywności lub ze względu na warunki pogodowe. Dla prawdziwych Nomadów z Sahary, pustynia jest całym światem i nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej.
Przywitała nas młoda dziewczyna, ubrana tak pięknie, że wyglądała jak kolorowy ptak na pustynnym odludziu. Tu zobaczyliśmy w jak skromnych warunkach żyją ludzie z własnego wyboru. Z jednej strony granica z Algierią , z drugiej kilka namiotów i w których mieszkają ludzie bez prądu, internetu, bez wygód XXI wieku.
W jednym namiotów czekał na nas dzban miętowej herbaty.
Do obozowiska docieramy jeszcze przed zachodem słońca. Jesteśmy bardzo zaskoczeni. Namioty z naturalnej wełny, w odróżnieniu od innych plastikowych wiosek i czerwony dywan tworzą niesamowity klimat po środku pustyni. Namioty są ogromne, w środku znajdujemy wygodne materace z ciepłymi kocami, elektryczność, a nawet WiFI . Obozowisko wyposażone jest w toalety i prysznice z ciepłą wodą. Jesteśmy zaskoczeni udogodnieniami.
Od razu ruszamy na wydmy z aparatem. Jest pięknie! To czas, kiedy w większości domów ludzie zasiadają do stołów wigilijnych, łamią się opłatkiem i składają sobie życzenia. My oddaleni tysiące kilometrów, po środku pustynnych piasków składamy sobie życzenia, wsłuchujemy się w ciszę i oczekujemy na zachód słońca.
Po cudownym spektaklu schodzimy do obozowiska, gdzie czekała na nas pyszna kolacja. Tadżine z warzywami i kurczakiem oraz talerz owoców. To jednak jeszcze nie koniec atrakcji. Nasi gospodarze zapraszają nas do ogniska, gdzie następuje tzw. część artystyczna. Przy dźwiękach muzyki berberskiej spędzamy resztę wieczoru.
Chociaż to wszystko robi na nas wrażenie, najpiękniejsze przeżycie rozpoczyna się, kiedy gasną już światła i zapada cisza. Cisza, która tak bardzo kontrastuje ze zgiełkiem marokańskich miast. Nie można jej doświadczyć nigdzie indziej, dookoła tylko pustynny piach i rozgwieżdżone niebo. Usypia cię i budzi pustynny chłód. Tego po prostu trzeba doświadczyć.
Rankiem wstajemy jeszcze przed wschodem słońca, ciepło ubrani wspinamy się na wydmy. Z daleka widzimy grupki ludzi oczekujących na poranny spektakl, a za wydmą czekają już na nas wielbłądy. Wschód słońca dorównuje urokiem zachodowi i chciałoby się śpiewać „ Bóg się rodzi.”
Po pysznym i pożywnym śniadaniu ruszamy na wielbłądach w drogę powrotną do Merzougi. Podróż trwa prawie godzinę ,ale moja wielbłądzica jest bardzo spokojna i po chwili przyzwyczajamy się do siebie. Powoli kroczymy pustynnymi ścieżkami, a od czasu do czasu widzimy inne karawany i stada wielbłądów. Nasz przewodnik pieszo pokonuje tę odległość i chętnie robi nam zdjęcia.
Po dotarciu na parking hotelowy, żegnamy się z Mustafą, dziękujemy mu za gościnność i obiecujemy promować jego obóz, co z wielką przyjemnością czynię. Jeśli będziecie chcieli spędzić noc na pustyni Mustapha Camp Merzouga ugości was najlepiej. Pytajcie o Mustafę lub zajrzyjcie na jego stronę www.merzougacameltrekking.com
Przed drogą powrotną do Marrakeszu Mustafa zawozi nas do sklepu swojego znajomego, który sprzedaje wyroby berberskie – piękne dywany, wyroby z metalu i drewna, biżuteria i tkaniny. Tu jak zwyczaj każe częstują nas herbatą miętową i zaczynają się negocjacje. Trzeba przyznać, że właściciel opanował techniki sprzedaży na bardzo wysokim poziomie. O mały włos kupilibyśmy dywan, na szczęście opuszczamy sklep z dwoma szalikami 🙂
Droga powrotna nie należała do najłatwiejszych. Musieliśmy pokonać 600 km krętymi drogami przez góry Atlas, a część drogi niestety po zmroku. Pojawiający się z nikąd piesi, motory bez świateł i samochody jadące pod prąd to tylko nieliczne atrakcje „umilające” nam trasę. Jednak wspomnienia z Sahary wynagradzają wszystkie niedogodności. Późnym wieczorem docieramy do hotelu.
Noc na pustyni to bez wątpienia jedno z największych doznań, jakie można sobie zapewnić podczas podróżowania. Rozgwieżdżone niebo, mieniący się aż po horyzont złoty pył, wschód i zachód słońca oglądany z wydm. Wszystko to sprawia, że choć raz w życiu warto przeżyć taką przygodę.
W pozytywnym znaczeniu zazdroszczę przeżyć. Bardzo mnie Pani zachęciła do odwiedzenia Maroko. Dziękuję 😘
Ps. Ale Wigilia bez barszczu? 🙈😂
Bardzo dziękuję Pani Izo! Maroko na pewno warto odwiedzić, a pustynia to już „must have”! Sami ciągle jesteśmy pod wrażeniem. Jak widać Wigilia bez barszczu też może być piękna 🙂
Ciekawa wycieczka i nic pełna emocji. Sahara jest piękna, ale potrafi też być niebezpieczna. Zwłaszcza nocą, kiedy tubylcy jeżdżą bez świateł…
Wspaniałe przeżycie i z pewnością mogliście poczuć się nieco jak w czasach biblijnych będąc w tym otoczeniu. Cieszę się,że mieliście takie dobre spotkanie z piaskami pustyni. Osada jak widać jest już przygotowana pod turystów. Zdecydowanie jednak to przygotowanie pierwsza klasa. My mieszkając w Agadir mieliśmy dość daleko do Sahary, nie skusiłam się też na noc pod gwiazdami. Zwyczajnie nie znalazłam dobrze rekomendowanego miejsca. Widzisz,może teraz dzięki Twojej polecajce byłoby inaczej.
No jestem pod wrażeniem 🙂 noc pod gwiazdami i to w takim miejscu… rewelacja…
Być na takiej pustyni to nasze marzenie, razem z moim mężem chciałyśmy pobiegać po takich wydmach 🙂
Co prawda mielsimy już spotkanie z Saharą w Dubaju, taką mini właśnie w Maroko i na Fuerteventura, ale te dwie ostatnie wydmy były zdecydowanie za małe 🙂
Rewelacyjny wyjazd i oczywiście zazdroszczę 🙂 ale tak pozytywnie 🙂
To obozowisko faktycznie robi wrażenie. Jest żywym dowodem na to, że jak się chce to można 😉 Zachwyciły mnie te czerwone dywany położone na piasku. Czyste, niemal majestatyczne.
To musiała być naprawdę wyjątkowa świąteczna noc 🙂
Jestem w szoku jak tam jest bajecznie! Rewelacyjne miejsce wykrzyknik chciałabym się tam znaleźć któregoś dnia…. A może właśnie w wigilijną noc!?
Niesamowite przeżycie. To tak jakby byc przy narodzeniu Jezusa, mogliście poczuć ten klimat, widoki, przeżyć cos innego niż tylko siedzenie przy suto zastawionym stole. Nie mówię tego głośno ale zazdroszczę.
Jestem zachwycona ♥️ pustynia, cisza, ale te dywany pośrodku wioski to jak z bajki tysiąca nocy 😊 wspaniale przeżycie czytając, aż sobie wyobrażam zachwyt będąc tam na żywo. Chociaż myślę że ten zachwyt na prawdę jest jeszcze większy niż sobie wyobrażam.